Świderki z tuńczykiem

Coś dla miłośników makaronu, do których zalicza się też mój mąż :*

Składniki na dwie porcje:

250 g kolorowych świderków

250 g brokułów

puszka tuńczyka w sosie własnym

1 duża cebula

szczypior

małe opakowanie śmietany 12%

2 łyżki masła

pieprz, sól

łyżka oliwy z oliwek


Szykujemy 3 garnki: na makaron, na brokuły i mały na sos. Odsączamy tuńczyka z zalewy, kroimy cebulę i szczypiorek. Gotujemy makaron al dente w osolonej wodzie z dodatkiem łyżki oliwy. Brokuły gotujemy ok. 10 minut. W najmniejszym garnku roztapiamy masło, szklimy pod przykryciem cebulę, dodajemy tuńczyka, śmietanę i gotujemy ciągle mieszając przez 2 minuty.

Zdejmujemy wszystko z ognia. Do odcedzonego makaronu dodajemy brokuły, wlewamy sos i mieszamy. Następnie wykładamy na talerze i posypujemy szczypiorem. Danie to jest bardzo pożywne i przygotowuje się je w jedyne 20 minut, czyli danie dla zabieganych. Dla porównania – wczorajsza botwinka i kotlety z karczku wymagają około 2 h pracy.

Smacznego!

Julia Child

Jak już pisałam w pierwszym wpisie, do pisania bloga zachęciła mnie książka Julie Powell “Julie i Julia. Rok niebezpiecznego gotowania.” Powstała ona na podstawie bloga autorki, która postanowiła w 365 dni zrealizować wszystkie 536 przepisów z książki “Doskonalenie francuskiej sztuki kulinarnej” wydanej w 1961 r. przez dwie Francuzki (Simone Beck, Louisette Berthole) i Amerykankę Julię Child.

Podczas gdy w supermarketach na dobre rozpanoszyły się już półprodukty, a sieci fastfood-ów ogarnęły już cały kraj, ta dość pokaźnych rozmiarów pozycja (ponad 700 stron) nauczyła na nowo amerykańskie gospodynie domowe gotować. Największą sławę książka przyniosła Julii Child, która wkrótce po ukazaniu się książki została poproszona o poprowadzenie programu kulinarnego The French Chef w telewizji, który już niedługo po emisji zyskał miano kultowego, głównie dzięki niezwykłej charyzmie prowadzącej.

Julie Powell w swojej książce ujęła też kilka wydarzeń z życia Julii Child, które wpłynęły na powstanie książki, czyli przede wszystkim pobyt w Paryżu w latach 50-tych i ukończenie prestiżowej szkoły kucharskiej Le Cordon Bleu. Jednak jeśli ktoś chce się dowiedzieć znacznie więcej o pobycie Julii w Paryżu, przyjaźni Julii z Simone oraz procesie tworzenia książki musi koniecznie przeczytać “Moje życie we Francji” – wspomnienia Julii Child spisane przez Alexa Prud’homme (dostępne od czerwca 2010 w księgarniach).

Co najbardziej moim zdaniem łączy dwie Julie: wspierający ich poczynania mężowie. Zatem mam nadzieję, że mój mąż też okaże się wyrozumiały. Lubi jeść, więc chyba będzie dobrze 🙂 W wyremontowanym w Łodzi mieszkanku będzie zmywarka, więc chyba nie będzie bardzo narzekał 😉

Po przeczytaniu obydwu książek, proponuję obejrzeć film “Julie & Julia” ze świetną Meryl Street w roli Julii Child.

Bon appetit! – jak to zwykła była kończyć swoje programy Julia Child.

P.S. Ja już przeczytałam, obejrzałam, teraz mam w planach doskonalenie języka angielskiego i szukanie ciekawych przepisów podczas lektury “Doskonalenia francuskiej sztuki kulinarnej” w oryginalnej wersji.

Botwinka i kotlety z karczku

Ech, długo by opisywać dlaczego aż tyle czasu minęło od pierwszego wpisu. Nie jest to blog o mnie, ale o gotowaniu więc nie będę wchodzić w nudne i pokrętne szczegóły. Dostałam już nawet komentarz od niezadowolonego i słusznie zniecierpliwionego czytelnika. Od dziś zabieram się do pracy w kuchni na dobre. Troszkę się zmieniło w moim życiu, za miesiąc zaczynamy z mężem przeprowadzkę do rodzinnej Łodzi. Remont trwa… Tymczasem gotuję w Warszawie.

Na pierwszy ogień pójdzie dziś tradycyjny polski obiadek w porze wiosenno-letniej, na I danie botwinka, na II – ziemniaczki, kotlety z karczku wieprzowego (aby były zdrowiej bez panierki) i mizeria. Zestaw niezbyt dietetyczny, ale pyszny.

Do botwinki potrzebujemy:

Porcję rosołową/skrzydełka

Pęczek botwinki

Włoszczyznę

Śmietanę 10% lub jogurt naturalny

Koperek

Natka pietruszki

Przyprawy: pieprz w ziarnach, liście laurowe, ziele angielskie, sól

Pół cytryny

Potrzebne będą dwa garnki: w jednym 3 – litrowym przygotujemy bulion drobiowy na porcji rosołowej lub skrzydełkach, a w drugim (mniejszym) ugotujemy botwinkę. Przygotowanie bulionu: zalewamy wodą 5 skrzydełek lub porcję rosołową, oczywiście po obraniu ze skóry i usunięciu kupra 🙂 Mój mąż woli nie widzieć jak wykonuję takie czynności jak choćby krojenie mięsa, a o usuwaniu wnętrzności nawet nie chce słyszeć, hihi 😉 Czekamy aż woda z mięsem się zagotuje, szumujemy, wrzucamy włoszczyznę i przyprawy: ok. 12 ziaren pieprzu, 2 ziela angielskie, 2 liście laurowe, łyżeczkę soli. Po godzinie bulion gotowy. Przecedzamy go przez sito do innego garnka. Jak ktoś jest amatorem tradycyjnej sałatki warzywnej, warzywa z naszego bulionu będą jak znalazł (ja osobiście jem sałatkę w porze jesienno-zimowej, na ciepłe dni jest trochę za ciężka). W międzyczasie możemy już zająć się botwinką. Najlepiej, aby buraki w botwince były o średnicy co najmniej 3 cm, jeśli botwinka jest bardzo młoda należy dokupić ok. 6 średniej wielkości buraków. Dlaczego? Ano po to, aby nasza botwinka miała piękny czerwony kolor. Raz zrobiłam zupę z bardzo młodej botwinki i miała kolor zgniłozielony… 😉 Botwinkę myjemy, kroimy oddzielnie części korzeniowe, łodygi i liście. Najpierw wrzucamy do gotowania pokrojone w paski/kostkę buraki, po 40 minutach pokrojone drobno łodygi, na około 10 minut przed końcem gotowania wrzucamy liście – całość gotuje się mniej więcej tyle samo co bulion, czyli około 1 godziny. Po ugotowaniu wlewamy do przecedzonego rosołu, wciskamy sok z połowy cytryny, gotujemy, doprawiamy całość śmietaną i podajemy. Aby śmietana się nie zważyła wlewamy ją do litrowego garnuszka, dosypujemy pół łyżeczki soli, szybko mieszamy dolewając chochlą po troszku wrzącej zupy, wlewamy do zupy. Zupę podajemy pokrojonym na ćwiartki jajkiem, posypaną obficie koperkiem i natką pietruszki. Zupa wystarcza dla około 8 osób. Jeśli ją odgrzewacie pamiętajcie koniecznie o tym, że nie można jej ponownie gotować, bo straci kolor, wystarczy trochę podgrzać, można także jeść ją na zimno, jako chłodnik.

Drugie danie jest proste, zatem nie będę się rozpisywać. Kotlety z karczku należy co najmniej 2h wcześniej ubić tłuczkiem, przyprawić przyprawą do karczku (nie jestem zwolenniczką gotowych mieszanek przypraw, ale tutaj można zrobić wyjątek), skropić cytryną, oliwą z oliwek i czerwonym octem winnym i odstawić do lodówki na 1,5 h (można to zrobić dzień wcześniej). Mizerię przygotowujemy w sposób tradycyjny, a zarazem najprostszy. Kroimy ogórki, solimy, odstawiamy na ok. 0,5 h, odsączamy wodę, przyprawiamy pieprzem, łyżeczką cukru i zalewamy chudą śmietaną lub jogurtem. Ziemniaczki muszą być koniecznie młode, najlepiej ugotowane w mundurkach.

Smacznego!

Mops w kuchni: start!

Witam wszystkich zwolenników slow food i gotowania w domu.  Przygotowanie jedzenia w domu jest czynnikiem dobrze wpływającym na nasze relacje rodzinne/partnerskie.  Jest także dużo zdrowsze, oczywiście jeśli nie jest to gulasz ze słoika czy inny półprodukt do podgrzania kupiony w sklepie. Postaram się pokazać Wam jak przyrządzić zróżnicowane i smaczne potrawy, które zadowolą gusta każdego z Was. Pewnie będą to głównie dania obiadowe (zupy, II dania), ale z czasem pojawią się także desery, ciasta i przekąski. Nie jestem zawodowym kucharzem, więc będzie to niejednokrotnie blog o charakterze eksperymentalno-doświadczalnym. Królikiem doświadczalnym będzie mój mąż 🙂 To właśnie on nazwał mnie kiedyś mopsem 🙂 i tak już się utrwaliło wśród rodziny i znajomych. Perspektywa wielkiego mopsowego gotowania raczej go cieszy (będzie miał czas aby pograć w gry na PC),  ale sterty brudnych naczyń, które wkrótce zaczną wyrastać w zlewie, po moich próbach gotowania, pewnie już mniej go bawią 😉 Jak tylko przeprowadzimy się z powrotem do rodzinnej Łodzi, to od razu kupujemy zmywarkę! Tymczasem mieszkamy w wynajętej kawalerce na Grochowie w Warszawie i miejscem moich kulinarnych eksperymentów jest mały, duszny aneks kuchenny.

Pomysł na blog zrodził się po przeczytaniu książki Julie Powell “Julie i Julia. Rok niebezpiecznego gotowania”. Ja nie mam planu jak jej autorka, aby zrealizować wszystkie przepisy z jednej książki kucharskiej w jeden rok. Będę gotować i wykorzystywać przepisy z wielu źródeł. Po co? Dla przyjemności…bo lubię gotować. Jest to świetny sposób na rozładowanie stresu po całym dniu pracy.

Chętnie zrealizuję Wasze przepisy:) Możecie pisać także na mops@wlodarczyki.net

Miłej lektury!

Ps.  Dopisek “codzienne pichcenie i marudzenie” w tytule bloga jest oczywiście autorstwa mojego męża 😛

Małe uzupełnienie – od września 2010 nie mieszkamy już z mężem w Warszawie, wróciliśmy do naszej rodzinnej Łodzi. I tak – mamy już zmywarkę, więc mogę brudzić naczynia dowoli 😛

I co najważniejsze w naszym życiu 1.08.2010 pojawił się mops z krwi i kości, a właściwie mopsica Pumba. Więcej o naszym psiaku przeczytacie na jego blogu http://pumba.wlodarczyki.net/

Kolejna poprawka: od lipca 2014 roku dzielimy znów życie między Łódź a Warszawę 😉